Zamień zestresowanie na podekscytowanie… i zobacz, co się stanie...
Wyobraź sobie taką sytuację: pracujesz sobie spokojnie nad nowym projektem, a tu nagle do twojego pokoju wchodzi szef i prosi cię o wygłoszenie krótkiej prezentacji przed gronem kilkudziesięciu współpracowników. Albo dostajesz telefon, że ktoś bliski nagle znalazł się w szpitalu w poważnym stanie.
Twój organizm reaguje w mgnieniu oka. W efekcie nagłego stresu najpierw czujesz przypływ adrenaliny, uwalnianej przez komórki nerwowe w całym ciele. Pod jej wpływem przyspiesza twoje tętno, a ilość tlenu zwiększa się w płucach. Możesz zaczerwienić się na twarzy. Twój organizm jest gotowy do działania – walki lub ucieczki, pierwotnych reakcji mózgu, na skutek poczucia „zagrożenia”. Nie jesteś w stanie usiedzieć w miejscu. Po około dwudziestu do czterdziestu minutach, wraz z drugą falą odpowiedzi na nagły stres uaktywnia się kolejny hormon, kortyzol, wydzielany do krwiobiegu przez nadnercza. Kortyzol (w przypadku krótkotrwałego odczuwania stresu) pomaga nam poradzić sobie z tym, co ten stres spowodowało, dostarczając energię do działania. Dba o dobry poziom cukru we krwi, byś mogła myśleć i funkcjonować.
Okazuje się jednak, że kobiety i mężczyźni inaczej reagują na stres! Mianowicie, kobiety w reakcji na zalew kortyzolu stają się bardziej wyczulone na ryzyko. Natomiast mężczyźni, wręcz przeciwnie – zaczynają wystawiać się na ryzyko i niebezpieczne sytuacje. Zbadali to m.in. Mara Mather z Uniwersytetu Południowej Kalifornii, czy Ruud van den Bos z holenderskiego Uniwersytetu im. Radbouda w Nijmegen. Co istotne, nie każdy reaguje jednak tak samo silnie. Według van den Bosa wszystko zależy od poziomu kortyzolu. Wspomniane różnice między kobietami a mężczyznami dotyczą osób, u których poziom kortyzolu wzrasta o 50 do 250 procent w odpowiedzi na silny stres. U osób o słabej reakcji hormonalnej, poziom ten podnosić się może o około 20 procent i nie wpływa znacząco na proces podejmowania decyzji.
Od razu przychodzą mi tu na myśl różnice temperamentalne, bowiem temperament to coś, co otrzymujemy i czego nie możemy zmienić. Nie da się bowiem z flegmatyka (ma niską reaktywność emocjonalną) zrobić choleryka (posiada wysoką reaktywność, szybko traci kontrolę), ani odwrotnie. Ale o tym innym razem;)
Wracając do stresu i naszych reakcji. Jak sprawić, by jak najlepiej poradzić sobie ze stresem i na wspomnianą prośbę szefa o wygłoszenie prezentacji nie uciec w popłochu z miejsca pracy albo na wieść o bliskim w szpitalu zachować klarowność myślenia i podjąć działania, by efektywnie mu pomóc?
Strategia ta polega na reinterpretacji stresu. Tym, co na pewno nie pomaga w takich sytuacjach jest mówienie do siebie (lub kogoś) „Uspokój się”, ponieważ przynosi to skutek odwrotny od zamierzonego.
O co więc chodzi i co należy zrobić, by rzeczywiście ci pomogło? Zamiast próbować ignorować uczucie zdenerwowania lub, co gorsza, walczyć z nim, należy reinterpretować to uczucie jako konsekwencję podekscytowania. Możesz mówić do siebie: „Jestem bardzo podekscytowana tą prezentacją/ tym przemówieniem/ tym zadaniem”. Brzmi dziwnie? Być może. Oczywiste wydaje się, że czujesz podekscytowanie kupując nowy piękny płaszcz, nowe mieszkanie czy auto, jadąc na wspaniałą wycieczkę czy czekając na spotkanie z dawno niewidzianą grupą przyjaciół. Natomiast zabranie głosu przed grupą ludzi, czy poszukiwanie specjalisty, od którego zależy zdrowie lub życie twojego bliskiego bardziej cię stresuje i z pewnością nie spędzasz tego czasu w radosnym oczekiwaniu.
Wiedz jednak, że zarówno stres, jak i podekscytowanie to stany, które mają ze sobą pewne cechy wspólne. Oba te stany powodują, że mogą pocić ci się dłonie, serce łomocze, a policzki stają się zaróżowione. Gdy jesteś zdenerwowana nie możesz spać, jednak czując podekscytowanie również dopada cię bezsenność. Cóż więc stoi na przeszkodzie, by nieco zwieść swój mózg i postarać się uwierzyć, że to, co czujesz to podekscytowanie właśnie?;)
Zastanawiasz się pewnie, po co w ogóle reinterpretować stres? Czy podany sposób naprawdę działa?
Efekt działania „Jestem podekscytowana” a „Jestem zdenerwowana” zbadała Alison Wood Brooks, wykładowczyni z Harvard Business School. Sprawdziła, jak to jedno konkretne zdanie wpływa np. na wykonywanie zadań matematycznych przez dorosłych czy na publiczne przemawianie.
Osoby, które miały powiedzieć sobie i uwierzyć, że są, czekającym je zadaniem podekscytowane, rozwiązywały poprawnie więcej zadań niż ci, którym powiedziano, że mają zachować spokój. W przypadku przemawiania zaś, osoby badane z grupy „Jestem podekscytowana/-y” były oceniane przez „niezależny panel sędziowski” jako bardziej kompetentne, przekonujące i pewniejsze siebie niż badani z drugiej grupy.
Po co w ogóle zamieniać zestresowanie na stan podekscytowania? Jakie korzyści płyną z mówienia sobie „Jestem podekscytowana”?
• nabierasz większej wiary w swoje umiejętności
• nie przejmujesz się nadto ewentualnymi negatywnymi komentarzami i bardziej realnie oceniasz sytuację (czując się zestresowana stajesz się bardziej wyczulona na negatywne sygnały, płynące z otoczenia, co może spowodować, że twój mózg niemal wszystko będzie postrzegał jako zagrożenie. Trudno wówczas realnie ocenić sytuację)
• uodparniasz się na negatywne sygnały z otoczenia, co z kolei wpłynie na to, że zaczniesz podejmować trafniejsze decyzje, podniesiesz poziom swojej koncentracji i łatwiej poradzisz sobie z czekającym na ciebie zadaniem do wykonania czy trudną sytuacją.
Nadal nie wierzysz? Spróbuj! Jak mówią – Wiara czyni cuda:) A i mózg można czasem zaszachrować. Najważniejsze, że to działa i może ci przynieść naprawdę wartościowe efekty.